7 grudnia 2013

Rozdział 10

Napisałam!!! Przed chwilą skończyłam oglądać pierwszą część Harr'ego  Pottera (Draco był słodki jak był mały) i czuje wielką energie do pisania!!! Mam tyle pomysłów, że się w pale nie mieści (nawet Dracona). Mam ochotę biegać po suficie i ścianach, ale nie. Całą energię skumuluje w sobie i przeleje do rozdziału 11, który już zaczęłam pisać.



  Rozdział 10

 

 -Witaj Hermiono. – usłyszała męski głos – Tęskniłem. . . – nagle przed nią pojawił się. . .

 -Weasley?! – wrzasnęła na widok rudzielca

 -Tak. We własnej osobie. – prychnął – Nie obrazisz się, że zaprosiłem naszego, „kolegę”? – zaakcentował ostatnie słowo patrząc gdzieś nad ramieniem Hermiony. Dziewczyna odwróciła się i jeszcze bardziej przeraziła. Przed nią stał Wiktor Krum. Przełknęła głośno ślinę. – Czego chcecie? – zapytała drżącym głosem.

 -Oh. . . To nic takiego. My chcemy, się tylko zabawić. – tym razem odezwał się Krum.

 

--

 

     Draco siedział na kanapie w PWP i zastanawiał się gdzież to podziała się jego dziewczyna. Bał się, że coś jej się stało, ale kto zadzierałby z córką Voldemorta? No właśnie (myśli Dracona: nikt, myśli wszystkich innych: Rudzielec i ta szmata Krum). Gapił się w płomienie, które wesoło tańczyły. Nie mógł się już doczekać balu. To będzie niesamowite. On i Hermiona będę tańczyć. . . no właśnie gdzie ona jest? Draco zaczął się powoli wściekać, bo co ona sobie myśli żeby tak go olać. . . drzwi do PWP otworzyły się, a do środka wczołgała się (dosłownie) Hermiona. Była cała posiniaczona. Na policzkach miała ślady po łzach i tuszu, który wraz z nimi spłyną. Miała potargane włosy, a jej spódnica była tak wysoko, że widać było by jej majtki. No właśnie. Byłoby widać, bo ich na sobie nie miała.

 -Hermiona. . . – usłyszała zduszony jęk, a potem blond czuprynę podbiegającą do niej. Potem była już tylko ciemność.

 

--

 

     Otworzyła oczy. Rozejrzała się po pokoju. Była u siebie. Po prawej zobaczyła Dracona, który spał sobie w fotel. Wyglądał jak anioł. Nagle poczuła suchość w ustach.

 -Draco. – szepnęła. Od razu podziałało [dziwne – dop. A.]. Chłopak zerwał się na równe nogi i spojrzał na nią zdezorientowany. Jednak po chwili przypomniał sobie dlaczego tu spał. Chciał chwycić dłoń Hermiona, ale ona odsunęła się od niego trochę tzn. na drugi koniec łóżka ze strachem w oczach.

 -Nie bój się mnie. – szepną. Nie wiedział o co chodzi.

 -Daj mi wo. . . wody – zająknęła się nadal uważnie obserwując jego ruchy. Draco bez słowa podszedł do szafki i podał dziewczynie wodę. – Od kiedy tu jestem?

-Od dwóch dni. Co się stało? – nie mógł znieść nie wiedzy. W oczach dziewczyny natychmiast pojawiły się łzy i zaniosła się głośnym płaczem. Chciał ją przytulić, lecz gdy podszedł w jej stronę ona jeszcze głośniej zawyła i odsunęła się. – Nie płacz. Proszę. . .

 -Krum. . . i. . . i Weasley. . . – zawyła – Oni. . . mnie. . . eee. . . zgwałcili. . . – Draconowi opadła szczęka. Nie mógł w to uwierzyć. Znowu ją zgwałcili? No cóż, trzeba przyznać, że gdyby była mniej atrakcyjna to. . . ale nie czas na żarty.

 -Hermiono. Proszę nie płacz. Posłuchaj co mam Ci do powiedzenia. – usiadł na skraju łóżka, a dziewczyna otarła łzy i próbowała się uspokoić. – To ja. TWÓJ Draco. Nie zrobię Ci krzywdy, wiesz o tym. Ufasz mi? – Hermiona lekko pokiwała głową. – Dobrze. Teraz dotknę twojej ręki. Nic więcej. – dodał widząc, że zabiera swoje dłonie jak najdalej. Wtedy lekko je przysunęła. Chłopak powoli wychylił się cały czas patrząc jej w oczy. Dotkną wierzchu jej dłoni. Widząc, że nie zabiera jej, ujął ją w swoją. – Wszystko będzie dobrze. Słyszysz? – Hermiona lekko się do niego przysunęła. I jeszcze trochę i jeszcze. . . aż w końcu znalazła się na jego kolanach i mocno wtuliła w jego tors. Draco przytulił ją mocno do siebie.

 -Dziękuje. . . –wyszeptała. – Która godzina?

 -Za pięć minut obiad.

 -Idziemy?

 -Jeżeli chcesz, ale najpierw się ubierz. – dopiero w tej chwili zorientowała się, że jest zupełnie naga. Zarumieniła się rozkosznie i pognała do szafy po ubrania. Po dziesięciu minutach wyszła z łazienki i razem z Draconem poszli do Wielkiej Sali. Wyglądali dość dziwnie. Hermiona wczepiona w niego, obserwując wszystkich dookoła i Draco obejmując ją, jakby ktoś chciał ją mu zabrać. Przekroczyli prug Wielkiej Sali, jednak nikt nie zwrócił na nich większej uwagi. Nikt nie wiedział co się stało i lepiej żeby tak zostało. Podeszli do stołu Slitherinu i usiedli nadal w siebie wtuleni.

 -Miona! – rykną Zabini i chciał ją przytulić. Ona jednak w porę schowała się za Dracona, a z jej oczu znów poleciały łzy. – Yyy. . . zrobiłem coś nie tak?

 -Nie. – warkną Draco – Miona. Wszystko dobrze. Blaise nie zrobi Ci krzywdy. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu. Nie pozwolę by ktoś Cię tknął. Słyszysz? – szeptał do niej patrząc jej w oczy.

 -Ja się tak boje. . . – powiedziała przez łzy. – Boje się, że odejdziesz. . . że coś znowu nam przeszkodzi. – zaszlochała.

 -Nic się nie stanie. Zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze. Nawet jeżeli rzucisz mnie dla innego, albo mnie zdradzisz, zranisz. . . i tak będę przy tobie. Aż do śmierci, a po śmierci będę nad tobą czuwał jak twój anioł stróż. – zadeklarował Draco. Hermiona uśmiechnęła się lekko po czym wyswobodziła się z jego objęć. Powoli podeszła do Diabła.

 -Przepraszam. – powiedziała. Powoli się do niego zbliżyła i lekko uściskała. Blaise odwzajemnił uścisk. Po chwili się do siebie odsunęli i usiedli przy stole. Zjedli obiad w ciszy. Blaise wiedział, że w swoim czasie dowie się o co chodzi.

     Na lekcjach nie było tak źle. Draco cały czas był przy Hermionie. Nie odstępował jej na krok. Do czasu. . .

 

OPCM

 -Usiądźcie w ławkach. Dziś zajmiemy się. . . chwileczka. Panna Riddle usiądzie dziś z. . . może panną Parkinson? – uśmiechną się chytrze Lucjusz Malfoy.

 -Ale jak to? – oburzył się Draco.

 -A tak to. – syknął nauczyciel. Hermiona bez słowa wstała, wzięła swoje książki i poszła na drugi koniec klasy.

 -Na czym to ja. . . a tak. Dziś zajmiemy się wampirami. Podręcznik, strona 43. Przeczytajcie ten rozdział i poszukajcie odpowiednich zaklęć do walki z tymi stworzeniami. Powinny być gdzieś między stroną 45, a 65. – wszyscy uczniowie jękneli, ale otworzyli książki i zaczęli czytać.

 -Współczuje Ci. – szepnęła Parkinson do Hermiony

 -Niby czego? – zapytała także szeptem.

 -Myślisz, że Draco Cię. . . kocha. – wypluła to ostatnie słowo jak wyrzutą gumę. – Gdyby Cię naprawdę kochał to nie lizałby się z innymi.

 -On nie liże się z innymi. – wysyczała była gryfonka.

 -Jesteś pewna? – Parkinson spojrzała jej prosto w oczy. Jej wzrok był niepokojący. W Hermionie obudził się lęk. Może jednak. . . w tem zabrzmiał dzwonek, który zakończył ich ostatnią lekcje. Hermiona podniosła się z krzesła, spakowała rzeczy do torby i skierowała się w stronę wyjścia.

 - Panno Riddle, proszę chwilkę zaczekać. – usłyszała głos starego Malfoya. Poczekali aż wszyscy opuszczą pomieszczenie po czym Lucjusz się odezwał. – Masz dwa dni żeby zerwać z moim synem. – wysyczał.

 -Słucham? Co panu do tego? – wykrzyczała, bo aż w niej zawrzało. Już się nie bała, o nie. Ona była wściekła.

 -Wiele mi do tego. – warknął – Masz dwa dni.

 -A co może mi pan takiego zrobić? – cały czas miała uniesiony głos.

 -Tobie już zrobiłem. Przecież ten pacan Weasley nigdy nie wpadł by na tak genialny pomysł by cię zgwałcić ani żeby imbecyl Krum mu pomógł.

 -Pan to wszystko ukartował. – bardziej stwierdziła niż zapytała.

 -Tak. . . ale jeżeli to nie wystarczy to wiec, że o tym, że twój ojciec żyje wiesz tylko ty, twoja matka, Draco i ja. . . Nie chciałabyś żeby ktoś inny się o tym dowiedział prawda? – zasyczał.

 -Ty draniu. – szepnęła Hermiona i wyszła z klasy. Po jej policzki lały się łzy. I co ona teraz zrobi? Jest tylko jedno wyjście. . . a jutro bal. . .się

     Weszła do PWP. Był tam On. Siedział na kanapie i patrzył w ogień. Gdy była gryfonka weszła do środka, jego wzrok padł od razu na nią. Ujrzał jej łzy i natychmiast podszedł do niej i przytulił. Odwzajemniła uścisk, a zaraz potem zaczęła go całować jak opętana. Odsunęła się od niego lekko i spojrzała mu w oczy. Była w nich dezorientacja. . . Wyminęła go i weszła do swojego pokoju zalewając się kolejną falą łez.

 

--

     Pukanie do drzwi. Hermiona otworzyła oczy, a to co zobaczyła przeraziło ją. Leżała na środku pokoju, a wokół niej były puste butelki po alkoholach. Ostatnie co pamiętała to pocałunek z Draco. . . ostatni pocałunek. W jej oczach znów wezbrały się łzy i nagle znów usłyszała pukanie do drzwi. Wstała lekko się zataczając. Głowa pulsowała jej bólem. W końcu jednak doszła do drzwi i otworzyła je. Był to Draco w dżinsach, białej koszuli, krawacie i marynarce. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

 -Za pół godziny jest bal. – wyjaśnił. Ona jednak wciąż miała obojętną minę. – Halo. . . ziemia do Hermiony.

 -Mam w dupie bal. Nie idę. – powiedziała cicho patrząc na niego z bólem. Wiedziała, że musi to zrobić.

 -Jak to? Przecież idziesz ze mną. Zrobisz na złość Krumowi. – powiedział spokojnie. Dziewczyna nachyliła się i lekko pocałowała. Był to jakby. . . pożegnalny pocałunek.

 -To koniec. – zamknęła oczy, bo poczuła w nich łzy.

 -Co? – wrzasnął

 -To koniec. – głos jej zadrżał, a z pod powieki wypłynęła jedna łza. Poczuła jak Draco łapie ją za ramiona.

 -Co się dzieje? Czemu ty to robisz? Przecież mnie kochasz, a ja kocham Ciebie. Spójrz mi w oczy i powiedz, że mnie nie kochasz. – lekko nią potrząsną – Powiedz. – otworzyła oczy z których natychmiast wypłynęły hektolitry łez.

 -To koniec. Rozumiesz? Nie chce już z tobą być! Zostaw mnie w spokoju. Ja Ciebie nigdy nie kochałam, nie kocham i nie będę kochać! – zaczęła wrzeszczeć na całe gardło.

 -Ja. . . – spuścił wzrok – przepraszam. . . – puścił ją i zamkną drzwi jej pokoju po których ona się zsunęła i głośno płakała.

 -Dlaczego to zrobiłam? Kocham Cię najbardziej na świecie, ale ty nie możesz mnie kochać. – krzyczała przez łzy do zamkniętych łzy – Zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej! Ale z jakiegoś powodu. . . – zrobiła przerwę by wciągnąć powietrze – nazywa się zakazany!!!

 

--

     Otworzył swoje stalowe oczy. Leżał na kanapie w PWP. Wokół niego było pełno butelek po Ognistej. Spojrzał na zegarek. . . tak czarodzieje wiedzieli co to zegarki. . . była 5.33. Zwlókł się z kanapy, wypił eliksir na kaca i poszedł do łazienki. Wziął długi zimny prysznic mając nadzieje, że koszmary z minionej nocy opuszczą jego zmęczoną głowę. Niestety, nie. Śniła mu się Hermiona. Każdy moment, w którym ją zranił. Jak wyzywał ją od szlam. . . jak jego Ciotka ją torturowała. . . jak powiedział jej, że ją nie kocha. . . Wszystkie te wspomnienia wróciły.

     Spojrzał w swoje lustrzane odbicie i zobaczył w nim zmęczonego chłopaka z poczuciem winy. Dlaczego? To ona mu powiedziała, że go nie kocha. . . ale czemu płakała. . . yh. . . nigdy nie umiał jej zrozumieć. . . może emocje jej puściły. . . albo. . . nie. Nie możliwe żeby ktoś ją do tego zmusił. Nie ma opcji.

     Ubrał dziś zwykłe dżinsy i zieloną koszule. Włosy trochę potargał. Mimo tego i tak nie wyglądał za dobrze. Miał podkrążone oczy, spierzchnięte wargi i był bledszy niż zwykle. Wyszedł z łazienki i znów spojrzał na zegar. 7.50. Za dziesięć minut śniadanie. Naprawdę spędził w łazience prawie dwie i pół godziny? Wow!

     Wszedł do Wielkiej Sali i poszedł w kierunku stołu ślizgonów. Usiadł naprzeciwko Blaise i nalał sobie szklankę wody. Tylko na tyle było go stać. Usłyszał, że ktoś wchodzi przez te same drzwi, a wszystkie rozmowy nagle cichną. Odwrócił głowę i ujrzał jakąś dziewczynę. Miała na sobie lekko pogięte ciuchy, spuchnięte od płaczu oczy, a zamiast włosów szopę. Zauważył, że patrzy prosto na niego i wtedy zrozumiał, że była to Hermiona. Spóściła wzrok i powlekła się w stronę końca stołu.

 -Coś ty jej zrobił? – zapytał Blaise.

 -No właśnie nie mam pojęcia. Zerwała ze mną. – szeptał, ale w jego głosie można było usłyszeć taki ból, że sam Zabini się przestraszył – Powiedziała, że mnie nie kochała, nie kocha i nie pokocha.

-Jakoś w to nie wierze. . . spójrz na nią. – Draco skierował swój wzrok na dziewczynę, a ich spojrzenia na chwilę się skrzyżowały. Dziewczyna jednak szybko spuściła głowę, chowając się za kurtyną jej napuszonych włosów.

 -Nie wiem o co chodzi. . . – nadal nie spuszczał wzroku z dziewczyny – ale się dowiem.

~-~-~

Nie jestem z niego bardzo dumna, ale powstał on wczoraj o pierwszej w nocy, więc tragedii nie ma. Tak, żeby poprawić wam humor. . .  Crucia.

4 grudnia 2013

Rozdział 9

UWAGA!!! W TEKŚCIE ZNAJDUJĄ SIĘ WĄTKI O TEMATYCE EROTYCZNEJ. SĄ ONE NAPISANE INNĄ CZCIONKĄ, WIĘC Z ŁATWOŚCIĄ MOŻESZ JE OMINĄĆ W RAZIE GDYBYŚ NIE CHCIAŁ ICH CZYTAĆ. MIŁEGO CZYTANIA!!!



  Rozdział 9

 

     Leżeli wtuleni na kanapie w PWP. Była dopiero 11. Mieli dużo czasu. Hermiona powoli się od niego odsunęła. Spojrzała mu głęboko w oczy, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Nie mogła znieść myśli, że prawie go straciła. Draco otarł jej łzę kciukiem. Dobrze ją rozumiał. On sam nie mógł znieść myśli, że ją prawie stracił.

 -Kocham Cię, wiesz? – zagadną niebiesko-oki

 -Nie wiedziałam. . . – uśmiechnęła się lekko i pocałowała go namiętnie. Nagle poczuła, że dłużej już tak nie może. Ona chce więcej. Chce jego. . . w całości. Spojrzała mu znowu w oczy i zrozumiała, że nie może dłużej czekać. – Ja już dłużej tak nie mogę.

 -Ale jak? Coś zrobiłem? – zapytał się z troską.

 -Nie. Raczej czegoś nie zrobiłeś. – powiedziała i wpiła się w jego usta. Była bardzo brutalna. Nie wiedziała co się z nią dzieje, ale wracając do tematu. . .

     Zaczęła rozpinać guziki jego koszuli nadal go całując. W końcu mu ją zdjęła. Zaczęła błądzić palcami po jego torsie. To jednak było za mało. Zdjęła swoją bluzkę i znów go pocałowała. Wzięła w swoje dłonie jego i dotknęła nimi (jego rękami) swojego niemałego biustu. Draco zdjął jej koronkowy stanik i zaczął lekko ugniatać jej piersi błądząc ustami po jej szyi i dekolcie.

 -Mam nadzieje, że naprawdę tego chcesz, a nie jesteś pod wpływem imperiusa. – zaśmiał się pomiędzy pocałunkami.

 -Naprawdę tego chce. . . –wyjęczała – Tego i jeszcze więcej. . .

 -Na pewno? – spojrzał na nią przestając bawić się jej cyckami.

 -Tak. – zatopiła się w jego stalowych tęczówkach. Chłopak natychmiast wziął ją na ręce i zaniósł w kierunku swojego pokoju. Położył ją lekko na swoim miękkim łóżku i ściągną swoje dżinsy. Pochylił się nad nią i znów pocałował. Hermiona zaczęła błądzić rękami po jego plecach, a on pozbył się jej czarnych rurek. Leżeli tak i się całowali będąc w samych gaciach. Draco delikatnie masował jej uda idąc coraz wyżej, a Hermiona jęczała cichutko z rozkoszy. Każde miejsce, które chociaż przez chwile było dotykane przez blondyna nie miłosiernie ją piekło. Poczuła jak jej czerwone, koronkowe majtki powoli zsuwają się z jej zgrabnego tyłeczka. Od razu sięgnęła po bokserki swojego kochanka jednak ich nie znalazła. Zamiast tego w jej ręce spoczywało coś innego. Szczegółów nie będę opisywała ;).

 -Jesteś tego pewna? – Draco przerwał pocałunki i spojrzał jej głęboko w oczy.

 -Tak. – szepnęła lekko drżąc.

 -Ja mogę jeszcze zaczekać. Nie musimy się tak spieszyć. Jeżeli tego nie chcesz, ja zrozumiem. . .

 -Zamknij się. – warknęła i wpiła się z powrotem w jego usta na co chłopak tylko mrukną z aprobatą. W końcu nadszedł ten moment i młody Malfoy wszedł w swoją kochankę. Zrobił to delikatnie dzięki czemu Hermiona nie odczuwała bólu tylko samą rozkosz. . . Bawili się ze sobą przez cały dzień na przemian z rozmawianiem, żartowaniem i jedzeniem, bo nie zeszli na żaden posiłek.

 -Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. – powiedziała z irytacją.

 -A żebyś wiedziała. To BYŁO, JEST I ZAWSZE BĘDZIE śmieszne. Nic nie przebije twoich wielkich zębów. HA,HA,HA... – Draco nie mógł przestać się śmiać.

 -Naprawdę? – zapytała z chytrym uśmieszkiem – A pamiętasz może kto nas uczył na czwartym roku? Profesor Moddy. To był gość. Kiedyś z jednego ucznia zrobi białą, słodką, – z każdym epitetem uśmiech Hermiony się powiększał, a mina Draco rzedła – bezbronną. . . – padło jeszcze kilka takich określeń – fretkę. – zakończyła i zaczęła się głośno śmiać. Przestała jednak gdy Malfoy rzucił się na nią i przygwoździł swoim ciałem do łóżka.

 -Jeszcze jedno słowo. – wysyczał. Spojrzał na jej usta i pocałował ją. Gdy się od niej oderwał spojrzał uważnie na jej twarz po czym zaczął się śmiać.

 -I z czego się ryjesz? – zapytała złowrogo

 -Ha,ha gdybyś. . . zobaczyła swoją. . . minę, ha,ha,ha. . . –Draco nie mógł się opanować. Nagle jednak zauważył, że jego dziewczyna idzie już całkowicie ubrana (bo wcześniej była naga, zresztą Draco nadal jest ;)) do drzwi. – A ty dokąd?

 -Na kolacje. Trwa już pięć minut. – powiedziała po czym zaczęła się śmiać widząc jak zareagował Draco (czyt. Rzucił się w kierunku szafy przewracając się. Założył bokserki na odwrót wciągną na siebie trochę przybrudzone dżinsy, a na ramiona zarzucił koszule. – Expresowe tempo.

 -No wiem, wiem. To samo powiedziała mi jakaś blondynka gdy po imprezie w wakacje obudziłem się koło niej. – zrobił minę mówiącą (spieprzałem OD niej aż się kurzyło). Hermiona podeszła do niego powoli i zapięła jego koszule. Teraz mogli iść. Złapał ją w tali i wyszli z jego pokoju. Szli śmiejąc się z bliżej nieokreślonych rzeczy. W końcu doszli [ bez skojarzeń chociaż wiem, że i tak je będziecie mieć, zboczuszki – dop. A.] do Wielkiej Sali i z hukiem weszli do niej. Wszyscy ucichli i wpatrywali się w nich. Jedni złowrogo, a drudzy wręcz przeciwnie. Zakochana para nawet tego nie zauważyła. Nadal się śmiejąc podeszli do stołu ślizgonów i zajęli swoje miejsca. Wtedy zauważyli, że coś jest nie tak. Obejrzeli się po wszystkich, a po chwili Książe Slitherinu staną na ławce i wykrzyczał na całą sale.

 -Ja i Mionka znowu jesteśmy razem. To wszystko było jednym, wielkim nieporozumieniem. Kocham ją bardziej niż samego siebie. – a na potwierdzenie tego co powiedział, pochylił się nad zszokowaną i lekko zarumienioną brunetką i pocałował ją namiętnie. Po ich pocałunku wszystko wróciło do normy. No prawie. . .

 

--

 

     Minął miesiąc. Draco i Hermiona już się więcej nie kłócili. Byli szczęśliwą, zakochaną parą. Wszystko miało być dobrze, wszystko miało się ułożyć. Niestety los bywa okrutny.

     Za tydzień miał się odbyć bal. Draco zupełnie zapomniał zapytać Hermiony o to czy z nim pójdzie. Może i byli parą, ale zapytać by mógł. W porę sobie o tym przypomniał. Bał się jednak, że Hermi się obrazi, że tak zwlekał, więc zrobił coś. . . dużego.

 

     Pewna ślizgonka o brązowych włosach wracała właśnie z biblioteki, ponieważ musiała oddać książki. W końcu dotarła do PWP. Oniemiała z zachwytu. Wszędzie były płatki róż.  Dosłownie na podłodze, parapecie, stoliku, kanapie, fotelach, półkach i w ogóle wszędzie, a na środku klęczał Draco z bukietem różnych kwiatów. Dominowały tam jednak róże (kwity miłości) i słoneczniki (ulubine kwiaty Miony).

 -A. . . ale ty nie chcesz mi się oświadczyć prawda? – mina jej trochę zrzedła.

 -A zgodziła byś się? – zapytała chytrze

 -Ja. . . nie wiem. . .

 -Calm down and love me. Nie chce się oświadczać. – powiedział smutnym głosem, ale zaraz potem się ożywił – Chce żebyś poszła ze mną na bal. Zgadzasz się?

 -Myślałam, że nigdy nie zapytasz. – odrzekła i rzuciła mu się na szyje, całując go – Kocham Cię. – wymruczała mu do ucha, a jego płatek lekko przygryzła.

 -Ja Ciebie. . . – ale nie dokończył, bo usłyszał ciche stukanie. Spojrzał w okno i ujrzał małą sówkę. Hermiona też spojrzała w tamtym kierunku. Na widok listu uśmiechnęła się. Podeszła i otworzyła sowie okno. Ta wleciała, rzuciła w jej ręce list i odleciała.

 -Od kogo? – zapytał Draco.

 -Nie wiem. . . – szepnęła i otworzyła. Z każdym przeczytanym słowem jej mina rzedła. Zrobiła się cała blada, a po jej policzku spłynęła łza.

 -Co się stało? – blondyn od razu do niej podszedł i otoczył ramieniem. Ona tylko wtulił się w jego tors i podała list. Młody Malfoy uważnie przeczytał każde słowo analizując treść listu.

 

     Kochana Hermiono,

 

Wiem, że nie pisałem do ciebie od 3 lat, ale nie wiedziałem nawet co napisać, a nawet jeżeli to i tak nie miałem czasu. Chce żebyś wiedziała, że o tobie nie zapomniałem. Kocham cię nad życie i czuje, że i Ja nie jestem tobie obojętny. Pamiętasz co między nami się stało? Niestety wtrącił się Potter. On sam nigdy nie zaznał miłości, więc jej nie rozumie. A zresztą. Jutro przyjeżdżam do Hogwartu, ponieważ zostałem zaproszony przez dyrektora na bal. Do zobaczenia na śniadaniu, a jeśli chodzi o bal to chyba jasne, że idziesz za Mną. Nie przyjmuje odmowy.

 

                                              Wiktor Krum :*

 

     Draco też nie był zachwycony. Nagle poczuł, że jego koszula robi się mokra. Odsuną powoli od siebie dziewczynę i spojrzał w jej zapłakane oczy.

 -Chodź, przejdziemy się. – powiedział i podał dziewczynie płaszcz. Razem wyszli z zamku i skierowali się na górkę za mostem. – Pamiętasz? To tutaj walnęłaś mnie w nos. – uśmiechnął się.

 -Stań tam. – wskazała palcem jedną ze skał. Draco zrobił co mu kazała. Ona wyjęła różdżkę i wycelowała nią w niego. Uśmiechnęła się. – Nie umiałabym Cię teraz uderzyć. – powiedziała chowając różdżkę do kieszeni. Poczuła jak ktoś ją do siebie przyciąga do siebie i zaczyna całować. Od razu rozpoznała te usta i jeszcze bardziej pogłębiła pocałunek. – Kocham Cię.

 -Ja Ciebie też. . . Powiesz co zrobił Ci Krum? – nie był by sobą gdyby nie zapytał. Hermiona od razu przestała się uśmiechać i wbiła wzrok w swoje stopy.

 -On chciał mnie zgwałcić. Na szczęście Potter mnie. . . uratował. – wydusiła z siebie w końcu. Draco nic nie mówił. . . po prostu ją przytulił. Stali tak w tuleni w siebie. Nie wiedzieli ile czasu minęło. 5 minut, godzina, dwie? A może cały dzień. . .?

--

 

     Do Wielkiej Sali weszli kolejno Blaise, Alicia, Ethan, któremu wybaczono jego przewinienia, Hermiona i Draco, który obejmował ją w talii. Brunetka była nieco spięta, ale Malfoy dodawał jej otuchy. Usiedli przy stole Slitherinu i zaczęli jeść. Hermiona nalała sobie jedynie soku dyniowego i powoli sączyła go ze szklanki.

 -Miona, nic nie jesz? – zaniepokoił się Draco.

 -Nie jestem głodna. – odpowiedziała zamyślona.

 -Nie wyskakuj mi tu z takimi tekstami. Proszę natychmiast coś zjeść. – zarządził Draco.

 -Chętnie Ciebie bym, schrupała. – wymruczała mu do ucha lekko akcentując ostatnie słowo – Ale skoro nie masz ochoty. . . –powiedziała już głośniej.

 -Nie. Chce. Bardzo chce. Bardzo, bardzo, bardzo. . . – zajęczał jak małe dziecko

 -Phi. Teraz już nie dostaniesz. – powiedział i uśmiechnęła się na widok jego obrażonej twarzy. – Może później. . . – dodała na co w oczach chłopaka pojawiły się iskierki szczęścia.

 -Jak dziecko. – skomentowała ich „rozmowę” Alicia

 -Taaa. . . tylko, że +18. – uśmiechnął się do niej Diabeł. Trzeba przyznać, że między tą dwójką coś iskrzyło. Zaczeli normalną rozmowe o sprawach codziennych. Lekcjach, owutemach. . . gdy nagle pojawił się SPODZIEWANY gość.

 -Hermiona. – powiedział Wiktor Krum, który nie wiadomo skąd się pojawił. – Tęskniłem, wiesz? – chciał ją pocałować w policzek, ale ona w ostatniej chwili się odsunęła – Co Ci? – warknął

 -Nic jej nie jest, a ty za przeproszeniem wypierdalaj. – odezwał się Malfoy.

 -A ty kim jesteś, żeby za nią mówić?

 -Jestem. . .

 -Draco, on ma racje. – odezwał się cichy głosik. – Mogę sama mówić. – wstała i stanęła przed Wiktorem – Czego chcesz?

 -Jak to czego? Idziemy razem na bal. Po za tym tęskniłem. . . – zbliżył się do niej i pocałował [bardziej zaślinił – dop. A.] jej szyje.

 -Weź się odsuń. Jesteś ohydny. – powiedziała z niesmakiem odsuwając się na jeden krok – Naprawdę myślisz, że chce z tobą być? Najpierw próbujesz mnie zgwałcić. . . dobrze, że Harry przyszedł, bo padłabym z obrzydzenia. Mówię Ci chłopie, nie masz ty się czym pochwalić. – mówiła spokojnie – I wiesz, przez ten czas w trakcie, którego rzekomo o mnie myślałeś ja znalazłam sobie kogoś. Kogoś kto mnie rozumie. Kogoś kto mnie kocha. Kogoś kto nie umie beze mnie żyć, oddychać i bez zawahania oddał by za mnie życie.

 -Tak? Niby kogo? – zakpił Krum.

 -Mnie. – w tej chwili ze swojego siedzenia wstał Draco i objął Hermione w talii. – To prawda. Bez zawahania oddałbym za nią życie, bo bez niej i tak bym umarł. Dlaczego? Bo nie mógł bym oddychać. Dusił bym się we własnym ciele. Połowa mnie, umarła by razem z nią. Przepadła w otchłani, w którą i tak bym się rzucił w depresji, żalu, smutku i tęsknocie. Tęsknocie za nią. Za jej głosem, śmiechem. Za jej pięknymi oczami, w które mógłby się wgapiać godzinami. Za jej obecnością i pocałunkami. – oczy Hermiony zrobiły się mokre od łez. Nawet nie wiedział ile jego słowa dla niej znaczą.

 -A więc w taki sposób próbujesz się wkupić w łaski Voldemorta? – zapytał z jadem w głosie.

 -Tia. . . tak na marginesie, z Hermioną wcześniej zacząłem chodzić, a Czarny Pan nie żyje. . . –syknął blondyn.

 -Draco. . . – Hermiona spojrzała na niego błagalnie, bo wiedział, że jeżeli ich nie powstrzyma to za chwilę oboje będą leżeć i okładać się pięściami. Dopiero teraz zauważył jej łzy.

 -Ah. . . ty bekso moja kochana. . . – powiedział i starł z jej policzków łzy. – Nie płacz, jasne? Przyzwyczaj się do tego, że Cię naprawdę kocham i będę głośno i wyraźnie wyrażał swoje uczucia w stosunku do Ciebie. Zawsze tak robiłem. . . oprócz czwartej, piątej i szóstej klasy. . . Ale to już było. . . –zaczął nucić.

 -I nie wróci, więcej. . . – dołączyła się do niego Hermiona.

 -I choć tyle się zdarzyło to do przodu wciąż wyrywa głupie serce. . . – śpiewali razem gdy nagle zorientowali się, że nie ma już przy nich Kruma, więc wzruszając ramionami, wyszli z Wielkiej Sali. [dzisiaj rymuje, bo ja to czuje – dop. A.]

     Dziś sobota [jakże by inaczej – dop. A.], więc oczywiście poszli do Hogsmade. Kupili Mionie sukienkę na bal, chociaż ona upierała się, że sama ją kpi, PÓŹNIEJ (czyt. Bez niego), słodycze w Miodowym Królestwie, a na koniec poszli do Trzech Mioteł. Zamówili sobie piwo kremowe i bez słowa je sączyli, patrząc sobie głęboko w oczy. Hermiona miała lekki uśmiech za to Draco przywdział minę detektywa.

 -Co się tak przyglądasz? – zapytała brązowooka, a uśmiech nadal nie słodził jej z ust.

 -Tak jakoś. . . piękna jesteś. – odwzajemnił uśmiech – Zbieramy się? Już późno.

 -Rzeczywiście. . . – wstali, zabrali swoje życie i wyszli z pubu. Nagle Hermiona usłyszała za sobą jakiś szmer. Odwróciła się lecz nic nie zobaczyła. Poszła za Draconem i znowu. Zatrzymała się wpatrując się w wejście do jakiegoś zaułka z którego słychać było owe głosy. – Idź już. Ja. . . muszę coś załatwić.

 -Ok. – usłyszała głos Malfoya i podeszła wolno do interesującego ją miejsca. Wyjęła różdżkę i wkroczyła do środka. Nic nie widziała. Chciała rzucić zaklęcie, ale różdżka wypadła jej z ręki i poleciała do przodu.

 -Witaj Hermiono. – usłyszała męski głos – Tęskniłem. . . – nagle przed nią pojawił się. . .

30 listopada 2013

Rozdział 8

Nieźle się uwinęłam. Oto rozdział 7. Oczywiście dłuższy niż poprzedni ;) Milego czytania i komentowania (czyt. BŁAGAM SKOMENTUJCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)



  Rozdział 8

 

     Otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to zmartwiony wzrok pewnego ślizgona. Pierwsze co chciała zrobić to rzucić mu się na szyje, ale wtedy sobie przypomniała jego słowa. . .

 -Co tu robisz? I czemu się tak gapisz? – warknęła

 -Jak mogłaś? Jak mogłaś mi to zro. . . to znaczy. Jak mogłaś być taka głupia? – prychną z pogardą – Podobno jesteś najmądrzejszą czarownicą w Hogwarcie, a próbujesz się zabić, bo jakiś sukinsyn cię nie kocha?

 -Czy ty nazwałeś właśnie siebie sukinsynem? – otworzyła szerzej oczy, a ten zdał sobie sprawę z tego co powiedział

 -Przesłyszało Ci się. – mrukną i skierował się w kierunku drzwi.

 -Nic mi się nie przesłyszało, Draco. – powiedziała stanowczo. Na co on się zatrzymał.

 -Właśnie, że tak. Umyj lepiej uszy. – i wyszedł.

 -O co tu do cholery jasnej chodzi? – zapytała samą siebie.

 -O widzę, że się przebudziłaś panno Granger. Miała pani naprawdę ogromne szczęście, że pan Viclie panią uratował. Co panią skłoniło do próby samobójczej? – do pokoju weszła pani Pomfrey. Hermiona dopiero teraz zorientowała się, że jest w skrzydle szpitalnym.

 -Co Draco tu robił? – nie zważała na zadane wcześniej przez pielęgniarkę pytanie.

 -Pan Malfoy przyszedł tu od razu gdy się dowiedział co się stało. Chciał tu cały czas siedzieć, ale go przegoniłam. Jednak na marne, bo biedaczek siedział przed skrzydłem jak jakiś anioł stróż. Gdy się zorientowałam wpuściłam go tutaj, bo co miałam zrobić. Siedział tu od tygodnia. – pielęgniarka przerwała na chwile. – Dobrze teraz weźmiesz eliksiry i będziesz mogła wyjść pod jednym warunkiem. – spojrzała na Hermione uważnie, a ona przytaknęła, że się zgadza – Nigdy więcej nie będziesz próbować się zabić.

 -Oczywiście. – pani Pomfrey podała jej jakieś kolorowe eliksiry by Miona je wypiła co zresztą uczyniła. Chwile potem wybiegła ze skrzydła szpitalnego. Musi porozmawiać z Draconem. Szła wolnym krokiem. Chciała wszystko przemyśleć. Draco powiedział, że jej nie kocha. Ona próbowała się zabić. Ethan ją uratował, a Draco siedział przez cały tydzień obserwując ją.

 -O co tu do cholery jasnej chodzi? – zapytała samą siebie.

 -Gadasz do siebie? – usłyszała jakiś głos za sobą. Odwróciła się i ujrzała Ethana.

 -Mam tak gdy się denerwuje. – podeszła do niego bliżej – Dziękuje za to, że uratowałeś mi życie. Dziękuje, dziękuje, dziękuje. . .

 -Już, starczy. Będziemy kwita jeżeli mi wybaczysz i zostaniemy przyjaciółmi. – na twarzy Hermiony pojawił się ogromny uśmiech.

 -Oczywiście.

 -Gdzie idziesz? – zapytał

 -Do pokoju. Muszę pogadać z Draco. – powiedziała brunetka.

 -Może Cię odprowadzić? – zaoferował się.

 -Czemu nie. . . przyjacielu. – Ethan podał jej swoją rękę i razem skierowali się do pokoju wspólnego prefectów. W drodze rozmawiali, a czasem nawet się śmiali. Ethan nie zapytał o powód dla którego Hermiona zrobiła to co zrobiła. Wystarczało mu to, że tego żałuje. – Dzięki, znowu.- odpowiedziała gdy znaleźli się pod portretem.

 -Nie ma za co. – odpowiedział, a Hermiona pocałowała go w policzek. – Do zobaczenia. – odparł zszokowany. Poczekał aż Hermiona zniknęła za portretem po czym poszedł w tylko sobie znanym kierunku.

     Hermiona weszła do PWP (pokój wspólny prefectów), a to co zobaczyła . . . nie da się opisać tego inaczej po prostu była w szoku większym niż Mur Chiński. Na podłodze leżały butelki po najróżniejszych alkoholach. Głównie jednak była to jednak Ognista Whisky i Jack Daniels. Zdziwiła ją wielka, PUSTA butelka po mugolskim alkoholu, ale jeszcze bardziej nie mogła uwierzyć w to, KOGO widzi na kanapie. A mianowicie zalanego Dracona.

 -Heeer. . . hik. . . miona. . . –przeciągał sylaby i czkał co chwile – Hermio. . . hik. . . nina. – uśmiechnął się promiennie, lecz przez ilość spożytego alkoholu wyglądał jak dziwka, która przeżywała 5 orgazm pod rząd z obcym facetem. – Ja ię. . . hik. . . ochammm.. . hik. Jesteś tylllko mo. . . hik. . . a.

 -Coś ty ze sobą zrobił? – totalnie opadła jej szczęka

 -Nie. .. nie podoba. . . hik. .. sięęę. . .  . To moja luu. . . hik. . . iona ko, kooszula [słowa Draco przetłumaczone znajdą się pod rozdziałem :) – dop. A]

 -O boshe. . . – szepnęła do siebie po czym pognała do łazienki.

 -Nieee... hik. . . zostawiaj mnie. . . hik – zawołał za nią.

 -Już jestem. – powiedziała szybko wchodząc. Podała mu jakiś eliksir – Wypij.

 -Dla Ciebie wszystko słoo. . . hik. . .niko – wypił zawartość małej buteleczki duszkiem. – O kurwa. Co się stało? – natychmiast złapał się za głowe, która rozpierdalała go od środka.

 -Byłeś pijany, a ja chce z tobą pogadać, więc dałam Ci eliksir natychmiastowego otrzeźwienia. – wytłumaczyła i podała mu butelkę z wodą. Pił, pił aż w końcu wypił wszystko [a dzieci w Afryce nie mają co pić – dop. A]

 -Dziękuje. – spojrzał jej głęboko w oczy i przypomniał sobie co się stało. No tak. . . – Lepiej pójdę. Spuścił głowę i chciał wstać, ale ona z powrotem pchnęła go na kanapę.

 -Nigdzie nie idziesz. – powiedziała stanowczo – Najpierw powiesz mi o co Ci chodzi.

 -O nic. – mrukną cicho nadal na nią nie patrząc.

 -O NIC?! – zaczęła na niego krzyczeć – MASZ MI WYTŁUMACZYĆ SWOJE ZACHOWANIE. MÓWISZ, ŻE MNIE NIE KOCHASZ, A JEDNAK SIĘ MARTWISZ!!! PILNUJESZ MNIE, ALE TY MNIE NIE KOCHASZ. NIC DO MNIE NIE CZUJESZ. BO KURWA ZARAZ UWIERZE.

 -O CO CI DO CHOLERY JASNEJ CHODZI? CO CHCESZ ODE MNIE USŁYSZEĆ? – on też tracił już nad sobą panowanie.

 -PRAWDĘ!

 -W TAKIM RAZIE CI POWIEM. SŁYSZAŁEM TWOJĄ ROZMOWE Z BLAISEM! – wrzasną na nią, a jego twarz diametralnie się zmieniła. Nie był wściekły. Był zrospaczony.

 -O czym ty mówisz? – zapytała  już spokojniej.

 -Nie udawaj głupiej. . . – pokręcił głową i korzystając z momentu uciekł do pokoju.

 -Ja nie udaje. . . – szepnęła do siebie po czym szybko wyszła.

 

--

 -Blaise! – czarnoskóry usłyszał jak ktoś go woła – Blaise! – odwrócił się i ujrzał biegnącą Mionkę. Dziewczyna niestety nie zdążyła się zatrzymać i runęła na chłopaka.

 -Widzę, że Ci lepiej. – uśmiechną się do niej. Złapał ją w pasie i wstał razem z nią, bo ślizgonka zwaliła go z nóg.

 -Nie czas na żarty. – skarciła go – Chodzi o Draco. . . słyszał naszą rozmowe.

 -Jaką rozmowę? – zdziwił się.

 -No właśnie nie wiem.

 -To dla tego mnie unika. . . – zastanowił się – Wiesz coś więcej?

 -Nie. Bo widzisz, to wszystko stało się dlatego, że powiedział mi, że mnie nie kocha. – zaczęła mu tłumaczyć – Ja skoczyłam do jeziora, a on przez tydzień gapił się jak śpię. A do tego wszystkiego gdy się obudziłam nazwał sam siebie sukinsynem. Przed chwilą się z nim pokłóciłam.

 -Ktoś maczał w tym palce. . . może znowu ten cały Viclie? – zaproponował.

 -Nie. On już jest nie groźny. – odparła – Zrobił to ktoś kto nienawidzi i jego i mnie. – spojrzała Blaise’owi w oczy i razem powiedzieli. – Ron.

 

--

 

 -Masz. – Blaise podał swojej brązowookiej partnerce małą fiolkę z której cuchnęło zgniłymi skarpetami.

 -To tak pachnie Potter? – skrzywiła się – Niech będzie. –  wypiła eliksir duszkiem. Po chwili przed Blaisem stał Harry Potter. – Ile mam czasu? – zapytał/a

 -Godzinę. Lepiej już idź i . . . – zawahał się – uważaj. Jeżeli ktoś się dowie, będziesz mieć przesrane.

 -To lece. Trzymaj za mnie kciuki. – krzyknął/ęła „Chłopiec, który przeżył by wszyscy chcieli być nim” i wyszedł/ła. Po chwili stanął/ęła. .. stop. Niech będzie stanął. Po chwili stanął przed portretem grubej damy i wypowiedział hasło. Znał je, bo Diabeł wszedł do umysłu prawdziwego Pottera i je odnalazł. Pokój wspólny gryfindoru. . . nic tu się nie zmieniło [ohyda – dop. A].

 -Harry tutaj. – usłyszał wołanie Rona. Podszedł w jego stronę i zajął miejsce obok. – I jak pokłócili się?

 -Ale kt. . . znaczy, tak. Niezła afera. – odparł.

 -Więc to prawda. Voldemort żyje. – znów odezwał się rudy.

 -Skąd to przypuszczenie?

 -No bo jeżeli by tak nie było to Malfoy nie uwierzył by w to co usłyszał „od nas”. – wytłumaczył

 -A co usłyszał? – dopytywał chłopie z blizną

 -Nie pamiętasz? Wypiliśmy eliksir wielosokowy i zamieniliśmy się w tego przygłupa Zabiniego i szlame Riddle, a ta fretka usłyszała jak gadaliśmy, że Riddle nic do niego nie czuje i że to jej tatulek – na to określenie się skrzywił – kazał jej to wszystko udawać. . . Gdzie idziesz? – przerwał swoją wypowiedz, bo zauważył, że Harry był już przy portrecie.

 -Musze iść. Przyjdę później. – i wyszedł.

 

--

 

NASTĘPNY DZIEŃ

MIEJSCE AKCJI: WIELKA SALA

CZAS: ŚNIADANIE (WSZYSCY UCZNIOWIE I NAUCZYCIELE SĄ W ŚRODKU)

 

     Hermiona pokonala już ostatni zakręt i z hukiem otworzyła drzwi do Wielkiej Sali. Wszystkie oczy skierowały się na nią. W prawej ręce trzymała różdżkę, którą teraz skierowała prosto na nic niespodziewającego się Rona, któremu opadła szczęka, a z niej wypadła reszta kanapki.

 -TY OSILIZGŁY PADALCU! – zaczęła iść w jego stronę – ZDRAJCO KRWI. SKLĄTKO TYLNO WYBUCHOWA JAK MOGŁEŚ? DLACZEGO CHCESZ ZNISZCZYĆ MI ŻYCIE? NIEMOGŁEŚ ZNIEŚĆ TEGO, ŻE BYŁAM SZCZĘŚLIWA. I WIESZ CO? UDAŁO CI SIĘ. ALE WIEC, ŻE JA SIĘ ZEMSZCZE. CRUCIO. – cała sala zamarła. Ron natychmiast padł na ziemie i zaczął się wić z bólu. Trwało to jakieś dwadzieścia sekund gdy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu. Przerwała zaklęcie i odwróciła się do tej osoby. Był to Diabeł.

 -Blaise on nas wrobił rozumiesz? – dalej krzyczałe, ale teraz dodatkowo po jej policzkach spływały łzy.

 -Wiem i uważam, że zasłużył sobie na cierpienie, ale nie możesz. – mówił do niej spokojnym głosem jednak cała sala słyszała jego słowa.

 -Ale ja tak nie mogę żyć. . . bez niego. . . – prawie upadła, ale Blaise ją złapał.

 -Nie poddawaj się. Wszystko będzie dobrze. – uspokajał ją. Zapomnieli o tym, że wszyscy uczniowie i nauczyciele się im przyglądają.

 -Nic nie będzie dobrze. – wyrwała mu się. – Przez tego szczura już nic nie będzie dobrze. – po jej policzkach nadal spływały łzy. – Przez niego, on myśli, że ja. . . ale ja. . . ja nie mogę. . . rozumiesz? Nic nie mogę. Nie mogę się uczyć. Nie mogę jeść. Nie mogę myśleć. Nie mogę oddychać. – zakryła swoją twarz dłońmi.

 -Czy ktoś może mi wyjaśnić co tu się dzieje? – tym razem głos zabrał Dumbledor.

 -Weasley i Potter użyli eliksiru wielosokowego, by podszyć się pode mnie i Hermione. – wyjaśnił Diabeł

 -Panie Weasley kolejne wykroczenie. Zostaje pan wyrzucony ze szkoły i ma pan zakaz wstępu do niej, kiedykolwiek. A pan panie Potter będzie miał szlabany do końca roku szkolnego u profesora Malfoy’a. Proszę wszystkich o opuszczenie Wielkiej Sali i skierowanie się na lekcje. – powiedział dyrektor przez zaciśnięte zęby. Wszyscy posłusznie wyszli z Sali. Blaise pomógł Hermionie i podtrzymując ją, podążył za resztą uczniów.

 -Hermiona. – usłyszeli cichy głosik. Brązowooka odwróciła się i spojrzała na osobę, która ją zawołała. – Przepraszam. – dziewczyna pobiegła do Dracona i rzuciła mu się na szyje, a on mocno ją przytulił. – Kocham Cię. Słyszysz? Kocham Cię najbardziej na świecie, nie mogę bez Ciebie żyć. – szeptał jej do ucha – Kocham Cię. Kocham, bardzo. – Hermiona nie chciała go póścić. Tuliła go jakby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobi.

 -Panno Granger? – usłyszała głos Dumbledora i nie chętnie odsunęła się od swojego księcia z bajki. Spojrzała na dyrektora uważnie. – Pomimo iż minęła dopiero śniadanie, myślę, że dużo przeszłaś dlatego daje Ci dziś wolne. – uśmiechną się do niej co ona odwzajemniła, ale jej uśmiech był smutny. – Oczywiście pan Malfoy ma za zadanie towarzyszyć pani przez cały dzień. – na te słowa Hermiona się rozpromieniła.

 -Dziękuje. – krzyknęła po czym po ciągnęła Draco za rękę w kierunku ich pokoju.

 

Zapowiadał się cudowny dzień

 

~-~ TŁUMACZENIE BEŁKOTU PIJANEGO DRACONA ~-~

 

-Hermiona –przeciągał sylaby i czkał co chwile – Hermiona – uśmiechnął się promiennie, lecz przez ilość spożytego alkoholu wyglądał jak dziwka, która przeżywała 5 orgazmów pod rząd z obcym facetem. – Ja Cię kocham. Jesteś tylko moja.

 -Coś ty ze sobą zrobił? – totalnie opadła jej szczęka

 -Nie, nie podoba Ci się? To moja ulubiona koszula [słowa Draco przetłumaczone znajdą się pod rozdziałem :) – dop. A]

 -O boshe. . . – szepnęła do siebie po czym pognała do łazienki.

 -Nie zostawiaj mnie. – zawołał za nią.

 -Już jestem. – powiedziała szybko wchodząc. Podała mu jakiś eliksir – Wypij.

 -Dla Ciebie wszystko słoneczko. – wypił zawartość małej buteleczki duszkiem. – O kurwa. Co się stało? – natychmiast złapał się za głowę, która rozpierdalała go od środka.

                                                                              Do zobaczenia, Crucia.