Rozdział
8
Otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to zmartwiony wzrok pewnego
ślizgona. Pierwsze co chciała zrobić to rzucić mu się na szyje, ale wtedy sobie
przypomniała jego słowa. . .
-Co tu robisz? I czemu się tak gapisz? –
warknęła
-Jak mogłaś? Jak mogłaś mi to zro. . . to
znaczy. Jak mogłaś być taka głupia? – prychną z pogardą – Podobno jesteś
najmądrzejszą czarownicą w Hogwarcie, a próbujesz się zabić, bo jakiś sukinsyn
cię nie kocha?
-Czy ty nazwałeś właśnie siebie sukinsynem? –
otworzyła szerzej oczy, a ten zdał sobie sprawę z tego co powiedział
-Przesłyszało Ci się. – mrukną i skierował się
w kierunku drzwi.
-Nic mi się nie przesłyszało, Draco. –
powiedziała stanowczo. Na co on się zatrzymał.
-Właśnie, że tak. Umyj lepiej uszy. – i
wyszedł.
-O co tu do cholery jasnej chodzi? – zapytała
samą siebie.
-O widzę, że się przebudziłaś panno Granger.
Miała pani naprawdę ogromne szczęście, że pan Viclie panią uratował. Co panią
skłoniło do próby samobójczej? – do pokoju weszła pani Pomfrey. Hermiona
dopiero teraz zorientowała się, że jest w skrzydle szpitalnym.
-Co Draco tu robił? – nie zważała na zadane
wcześniej przez pielęgniarkę pytanie.
-Pan Malfoy przyszedł tu od razu gdy się
dowiedział co się stało. Chciał tu cały czas siedzieć, ale go przegoniłam.
Jednak na marne, bo biedaczek siedział przed skrzydłem jak jakiś anioł stróż.
Gdy się zorientowałam wpuściłam go tutaj, bo co miałam zrobić. Siedział tu od
tygodnia. – pielęgniarka przerwała na chwile. – Dobrze teraz weźmiesz eliksiry
i będziesz mogła wyjść pod jednym warunkiem. – spojrzała na Hermione uważnie, a
ona przytaknęła, że się zgadza – Nigdy więcej nie będziesz próbować się zabić.
-Oczywiście. – pani Pomfrey podała jej jakieś
kolorowe eliksiry by Miona je wypiła co zresztą uczyniła. Chwile potem wybiegła
ze skrzydła szpitalnego. Musi porozmawiać z Draconem. Szła wolnym krokiem.
Chciała wszystko przemyśleć. Draco powiedział, że jej nie kocha. Ona próbowała
się zabić. Ethan ją uratował, a Draco siedział przez cały tydzień obserwując
ją.
-O co tu do cholery jasnej chodzi? – zapytała samą
siebie.
-Gadasz do siebie? – usłyszała jakiś głos za
sobą. Odwróciła się i ujrzała Ethana.
-Mam tak gdy się denerwuje. – podeszła do
niego bliżej – Dziękuje za to, że uratowałeś mi życie. Dziękuje, dziękuje,
dziękuje. . .
-Już, starczy. Będziemy kwita jeżeli mi
wybaczysz i zostaniemy przyjaciółmi. – na twarzy Hermiony pojawił się ogromny
uśmiech.
-Oczywiście.
-Gdzie idziesz? – zapytał
-Do pokoju. Muszę pogadać z Draco. –
powiedziała brunetka.
-Może Cię odprowadzić? – zaoferował się.
-Czemu nie. . . przyjacielu. – Ethan podał jej
swoją rękę i razem skierowali się do pokoju wspólnego prefectów. W drodze rozmawiali,
a czasem nawet się śmiali. Ethan nie zapytał o powód dla którego Hermiona
zrobiła to co zrobiła. Wystarczało mu to, że tego żałuje. – Dzięki, znowu.-
odpowiedziała gdy znaleźli się pod portretem.
-Nie ma za co. – odpowiedział, a Hermiona
pocałowała go w policzek. – Do zobaczenia. – odparł zszokowany. Poczekał aż
Hermiona zniknęła za portretem po czym poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
Hermiona weszła do PWP (pokój wspólny prefectów), a to co zobaczyła . .
. nie da się opisać tego inaczej po prostu była w szoku większym niż Mur
Chiński. Na podłodze leżały butelki po najróżniejszych alkoholach. Głównie
jednak była to jednak Ognista Whisky i Jack Daniels. Zdziwiła ją wielka, PUSTA
butelka po mugolskim alkoholu, ale jeszcze bardziej nie mogła uwierzyć w to,
KOGO widzi na kanapie. A mianowicie zalanego Dracona.
-Heeer. . . hik. . . miona. . . –przeciągał sylaby
i czkał co chwile – Hermio. . . hik. . . nina. – uśmiechnął się promiennie, lecz
przez ilość spożytego alkoholu wyglądał jak dziwka, która przeżywała 5 orgazm
pod rząd z obcym facetem. – Ja ię. . . hik. . . ochammm.. . hik. Jesteś tylllko
mo. . . hik. . . a.
-Coś ty ze sobą zrobił? – totalnie opadła jej
szczęka
-Nie. .. nie podoba. . . hik. .. sięęę. . . . To moja luu. . . hik. . . iona ko, kooszula
[słowa Draco przetłumaczone znajdą się pod rozdziałem :) – dop. A]
-O boshe. . . – szepnęła do siebie po czym
pognała do łazienki.
-Nieee... hik. . . zostawiaj mnie. . . hik –
zawołał za nią.
-Już jestem. – powiedziała szybko wchodząc.
Podała mu jakiś eliksir – Wypij.
-Dla Ciebie wszystko słoo. . . hik. . .niko – wypił
zawartość małej buteleczki duszkiem. – O kurwa. Co się stało? – natychmiast złapał
się za głowe, która rozpierdalała go od środka.
-Byłeś pijany, a ja chce z tobą pogadać, więc
dałam Ci eliksir natychmiastowego otrzeźwienia. – wytłumaczyła i podała mu
butelkę z wodą. Pił, pił aż w końcu wypił wszystko [a dzieci w Afryce nie mają
co pić – dop. A]
-Dziękuje. – spojrzał jej głęboko w oczy i
przypomniał sobie co się stało. No tak. . . – Lepiej pójdę. Spuścił głowę i
chciał wstać, ale ona z powrotem pchnęła go na kanapę.
-Nigdzie nie idziesz. – powiedziała stanowczo –
Najpierw powiesz mi o co Ci chodzi.
-O nic. – mrukną cicho nadal na nią nie
patrząc.
-O NIC?! – zaczęła na niego krzyczeć – MASZ MI
WYTŁUMACZYĆ SWOJE ZACHOWANIE. MÓWISZ, ŻE MNIE NIE KOCHASZ, A JEDNAK SIĘ
MARTWISZ!!! PILNUJESZ MNIE, ALE TY MNIE NIE KOCHASZ. NIC DO MNIE NIE CZUJESZ.
BO KURWA ZARAZ UWIERZE.
-O CO CI DO CHOLERY JASNEJ CHODZI? CO CHCESZ
ODE MNIE USŁYSZEĆ? – on też tracił już nad sobą panowanie.
-PRAWDĘ!
-W TAKIM RAZIE CI POWIEM. SŁYSZAŁEM TWOJĄ
ROZMOWE Z BLAISEM! – wrzasną na nią, a jego twarz diametralnie się zmieniła.
Nie był wściekły. Był zrospaczony.
-O czym ty mówisz? – zapytała już spokojniej.
-Nie udawaj głupiej. . . – pokręcił głową i
korzystając z momentu uciekł do pokoju.
-Ja nie udaje. . . – szepnęła do siebie po
czym szybko wyszła.
--
-Blaise! – czarnoskóry usłyszał jak ktoś go
woła – Blaise! – odwrócił się i ujrzał biegnącą Mionkę. Dziewczyna niestety nie
zdążyła się zatrzymać i runęła na chłopaka.
-Widzę, że Ci lepiej. – uśmiechną się do niej.
Złapał ją w pasie i wstał razem z nią, bo ślizgonka zwaliła go z nóg.
-Nie czas na żarty. – skarciła go – Chodzi o
Draco. . . słyszał naszą rozmowe.
-Jaką rozmowę? – zdziwił się.
-No właśnie nie wiem.
-To dla tego mnie unika. . . – zastanowił się –
Wiesz coś więcej?
-Nie. Bo widzisz, to wszystko stało się
dlatego, że powiedział mi, że mnie nie kocha. – zaczęła mu tłumaczyć – Ja skoczyłam
do jeziora, a on przez tydzień gapił się jak śpię. A do tego wszystkiego gdy
się obudziłam nazwał sam siebie sukinsynem. Przed chwilą się z nim pokłóciłam.
-Ktoś maczał w tym palce. . . może znowu ten
cały Viclie? – zaproponował.
-Nie. On już jest nie groźny. – odparła – Zrobił
to ktoś kto nienawidzi i jego i mnie. – spojrzała Blaise’owi w oczy i razem
powiedzieli. – Ron.
--
-Masz. – Blaise podał swojej brązowookiej
partnerce małą fiolkę z której cuchnęło zgniłymi skarpetami.
-To tak pachnie Potter? – skrzywiła się –
Niech będzie. – wypiła eliksir duszkiem.
Po chwili przed Blaisem stał Harry Potter. – Ile mam czasu? – zapytał/a
-Godzinę. Lepiej już idź i . . . – zawahał się
– uważaj. Jeżeli ktoś się dowie, będziesz mieć przesrane.
-To lece. Trzymaj za mnie kciuki. – krzyknął/ęła
„Chłopiec, który przeżył by wszyscy chcieli być nim” i wyszedł/ła. Po chwili
stanął/ęła. .. stop. Niech będzie stanął. Po chwili stanął przed portretem
grubej damy i wypowiedział hasło. Znał je, bo Diabeł wszedł do umysłu
prawdziwego Pottera i je odnalazł. Pokój wspólny gryfindoru. . . nic tu się nie
zmieniło [ohyda – dop. A].
-Harry tutaj. – usłyszał wołanie Rona.
Podszedł w jego stronę i zajął miejsce obok. – I jak pokłócili się?
-Ale kt. . . znaczy, tak. Niezła afera. –
odparł.
-Więc to prawda. Voldemort żyje. – znów odezwał
się rudy.
-Skąd to przypuszczenie?
-No bo jeżeli by tak nie było to Malfoy nie
uwierzył by w to co usłyszał „od nas”. – wytłumaczył
-A co usłyszał? – dopytywał chłopie z blizną
-Nie pamiętasz? Wypiliśmy eliksir wielosokowy
i zamieniliśmy się w tego przygłupa Zabiniego i szlame Riddle, a ta fretka
usłyszała jak gadaliśmy, że Riddle nic do niego nie czuje i że to jej tatulek –
na to określenie się skrzywił – kazał jej to wszystko udawać. . . Gdzie
idziesz? – przerwał swoją wypowiedz, bo zauważył, że Harry był już przy
portrecie.
-Musze iść. Przyjdę później. – i wyszedł.
--
NASTĘPNY DZIEŃ
MIEJSCE AKCJI: WIELKA SALA
CZAS: ŚNIADANIE (WSZYSCY UCZNIOWIE I
NAUCZYCIELE SĄ W ŚRODKU)
Hermiona pokonala już ostatni zakręt i z hukiem otworzyła drzwi do
Wielkiej Sali. Wszystkie oczy skierowały się na nią. W prawej ręce trzymała
różdżkę, którą teraz skierowała prosto na nic niespodziewającego się Rona,
któremu opadła szczęka, a z niej wypadła reszta kanapki.
-TY OSILIZGŁY PADALCU! – zaczęła iść w jego
stronę – ZDRAJCO KRWI. SKLĄTKO TYLNO WYBUCHOWA JAK MOGŁEŚ? DLACZEGO CHCESZ
ZNISZCZYĆ MI ŻYCIE? NIEMOGŁEŚ ZNIEŚĆ TEGO, ŻE BYŁAM SZCZĘŚLIWA. I WIESZ CO?
UDAŁO CI SIĘ. ALE WIEC, ŻE JA SIĘ ZEMSZCZE. CRUCIO. – cała sala zamarła. Ron
natychmiast padł na ziemie i zaczął się wić z bólu. Trwało to jakieś
dwadzieścia sekund gdy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu. Przerwała
zaklęcie i odwróciła się do tej osoby. Był to Diabeł.
-Blaise on nas wrobił rozumiesz? – dalej krzyczałe,
ale teraz dodatkowo po jej policzkach spływały łzy.
-Wiem i uważam, że zasłużył sobie na
cierpienie, ale nie możesz. – mówił do niej spokojnym głosem jednak cała sala
słyszała jego słowa.
-Ale ja tak nie mogę żyć. . . bez niego. . . –
prawie upadła, ale Blaise ją złapał.
-Nie poddawaj się. Wszystko będzie dobrze. –
uspokajał ją. Zapomnieli o tym, że wszyscy uczniowie i nauczyciele się im
przyglądają.
-Nic nie będzie dobrze. – wyrwała mu się. –
Przez tego szczura już nic nie będzie dobrze. – po jej policzkach nadal spływały
łzy. – Przez niego, on myśli, że ja. . . ale ja. . . ja nie mogę. . .
rozumiesz? Nic nie mogę. Nie mogę się uczyć. Nie mogę jeść. Nie mogę myśleć.
Nie mogę oddychać. – zakryła swoją twarz dłońmi.
-Czy ktoś może mi wyjaśnić co tu się dzieje? –
tym razem głos zabrał Dumbledor.
-Weasley i Potter użyli eliksiru
wielosokowego, by podszyć się pode mnie i Hermione. – wyjaśnił Diabeł
-Panie Weasley kolejne wykroczenie. Zostaje
pan wyrzucony ze szkoły i ma pan zakaz wstępu do niej, kiedykolwiek. A pan
panie Potter będzie miał szlabany do końca roku szkolnego u profesora Malfoy’a.
Proszę wszystkich o opuszczenie Wielkiej Sali i skierowanie się na lekcje. –
powiedział dyrektor przez zaciśnięte zęby. Wszyscy posłusznie wyszli z Sali.
Blaise pomógł Hermionie i podtrzymując ją, podążył za resztą uczniów.
-Hermiona. – usłyszeli cichy głosik.
Brązowooka odwróciła się i spojrzała na osobę, która ją zawołała. –
Przepraszam. – dziewczyna pobiegła do Dracona i rzuciła mu się na szyje, a on
mocno ją przytulił. – Kocham Cię. Słyszysz? Kocham Cię najbardziej na świecie,
nie mogę bez Ciebie żyć. – szeptał jej do ucha – Kocham Cię. Kocham, bardzo. –
Hermiona nie chciała go póścić. Tuliła go jakby to miała być ostatnia rzecz,
którą zrobi.
-Panno Granger? – usłyszała głos Dumbledora i
nie chętnie odsunęła się od swojego księcia z bajki. Spojrzała na dyrektora
uważnie. – Pomimo iż minęła dopiero śniadanie, myślę, że dużo przeszłaś dlatego
daje Ci dziś wolne. – uśmiechną się do niej co ona odwzajemniła, ale jej
uśmiech był smutny. – Oczywiście pan Malfoy ma za zadanie towarzyszyć pani
przez cały dzień. – na te słowa Hermiona się rozpromieniła.
-Dziękuje. – krzyknęła po czym po ciągnęła
Draco za rękę w kierunku ich pokoju.
Zapowiadał się cudowny dzień
~-~ TŁUMACZENIE BEŁKOTU PIJANEGO
DRACONA ~-~
-Hermiona –przeciągał sylaby i czkał
co chwile – Hermiona – uśmiechnął się promiennie, lecz przez ilość spożytego
alkoholu wyglądał jak dziwka, która przeżywała 5 orgazmów pod rząd z obcym
facetem. – Ja Cię kocham. Jesteś tylko moja.
-Coś ty ze sobą zrobił? – totalnie opadła jej
szczęka
-Nie, nie podoba Ci się? To moja ulubiona koszula
[słowa Draco przetłumaczone znajdą się pod rozdziałem :) – dop. A]
-O boshe. . . – szepnęła do siebie po czym
pognała do łazienki.
-Nie zostawiaj mnie. – zawołał za nią.
-Już jestem. – powiedziała szybko wchodząc.
Podała mu jakiś eliksir – Wypij.
-Dla Ciebie wszystko słoneczko. – wypił
zawartość małej buteleczki duszkiem. – O kurwa. Co się stało? – natychmiast
złapał się za głowę, która rozpierdalała go od środka.
Do zobaczenia, Crucia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz